wtorek, 1 maja 2012

#11. Louis


~ pamiętajcie, żeby zamiast 'Martyna' i opisu mojego wyglądu, dodać wasze opisy. c:


Niall: Liam, idziemy na pizzę. Idziesz z nami?
Liam: Nie, dzięki. Jestem umówiony z Danielle.
Odruchowo parsknąłem śmiechem, na co Liam się skrzywił.
Liam: A Ciebie co tak bawi panie wiecznie wesoły?
Louis: Idę z Danielle do kawiarni! Idę z Danielle na zakupy! Idę z Danielle do ginekologa! Ple, ple, ple. Człowieku, ile ty z nią możesz łazić?
Liam: Gdy się zakochasz, to zrozumiesz.
Louis: Nie dam się uwiązać żadnej pannie i stracić wolność. Chodźcie chłopaki, bo nie chcę słuchać kolejnego wykładu o miłości.
Wyszliśmy bez słowa. W samochodzie siedziałem obok Harry'ego z przodu, a z tyłu siedzieli Zayn i Niall. Jak zwykle Niall coś jadł, a Harry krzyczał, że ujebie mu siedzenia. Myślałem trochę nad wykładami Liama. Wizja bycia w związku wydawała się tragiczna. Z zamyśleń wyrwał mnie Zayn, który położył mi dłoń na ramieniu.
Zayn: Wszystko gra, stary?
Louis: Tak, tak. A dlaczego miałoby nie grać?
Zayn: Bo zawsze napierdalasz ile wlezie, a my przejechaliśmy już 4km a ty nic. Ani słowa.
Louis: Zamyśliłem się.
Harry i Niall lekko podskoczyli.
Niall: Ty myślisz?
Harry: Lou, może podwieźć Cię do szpitala?
Louis: Ha, ha, ha. Bardzo zabawne, cioty.
Chłopaki zaczęli się śmiać, a ja znów wyjrzałem za okno. Po kilku minutach dojechaliśmy. Jakieś dziewczyny podbiegły, żeby zrobić sobie z nami zdjęcia. Były nawet ładne, ale na oko strasznie młode. Uwoliliśmy się od fanów i weszliśmy do pizzerii. Harry wypatrzył jakąś dziewczynę przy barze i spojrzał na mnie.
Harry: Założę się o 10 dolców, że jej nie poderwiesz.
Louis: To szykuj 10 dolców.
Podszedłem do dziewczyny i usiadłem obok. Zdziwiła się, ale nie piszczała. Plus dla niej. Zmierzyłem ją wzrokiem. Kasztanowe, kręcone włosy, niebieskie oczy i wysoki wzrost. Nie była ani szczupła, ani gruba. Normalna. Uśmiechnąłem się do niej.
Louis: Cześć, mogę się dosiąść?
Dziewczyna: Jasne, siadaj. Razem raźniej.
Louis: Sama jesteś?
Dziewczyna: Mhm. Potrzebowałam samotności. - wbiła wzrok w szklankę coli.
Louis: Oh, to ja może się oddalę.
Dziewczyna: Nie, nie. Siedź. - uśmiechnęła się do mnie pogodnie. Tak, była naprawdę ładna.
Louis: Jak Ci na imię, kręconowłosa pani?
Dziewczyna wybuchnęła melodyjnym śmiechem.
Dziewczyna: Martyna jestem, panie Marchewko.
Louis: Aw, jednak poznałaś.
Martyna: Trudno Cię nie znać.
Martyna zaczęła opowiadać o czymś, ale nie zbyt się wsłuchiwałem. Największą uwagę zwróciłem na jej usta. Byłem ciekawy, jak to by było się z nią całować. Dobrze, że wybudziła mnie z tego.. marzenia?
Martyna: Ziemia do Louisa. Żyjesz?
Wciąż uśmiechała się pogodnie. Oh, oczekiwała odpowiedzi.
Louis: Strasznie Cię przepraszam.. Utonąłem w błekicie Twoich oczu.
Martyna: Nie ściemniaj. Nie mam oczu na ustach. Założyłeś się, prawda?
Louis: Założyłem? A, fakt. Ale nie ma to znaczenia. Oddałbym Harry'emu nawet 5 razy tyle, ile warty jest zakład, o ile dasz mi swój numer.
Martyna lekko się zaczerwieniła.
Martyna: Wow, to słodkie.. Dooobra, masz.
Dziewczyna złapała za serwetkę i wyciągnęła z torebki błyszczyk, którym napisała swój numer.
Louis: Zadzwonię wieczorem.
Martyna: Czekaj!
Pocałowała mnie w policzek i szepnęła na ucho.
Martyna: Właśnie wygrałeś zakład.
Uśmiechnąłem się pod nosem i szedłem w stronę chłopaków. Po drodze jednak złapał mnie Liam.
Liam: Widziałem to.
Louis: Miałem zakład do wygrania.
Liam: Mnie nie oszukasz. No mów. Co czułeś?
Louis: Nie wiem.. Chciałem ją pocałować, przytulić.. Nic takiego.
Liam: Awww, Lou, zakochałeś się.
Louis: Nie bądź głupi. Nie można kochać kogoś, kogo praktycznie się nie zna.
Liam: Serio? A ja i Dan? Nie można?
Louis: Wy to inna sprawa. - może i Liam miał rację, ale zbyt się tego bałem.
Liam: Idź do niej. Jeśli się nie przekonasz, to nie będziesz wiedział.
Spojrzałem na Liama. Mówił poważnie. Odwróciłem się i nie zbyt wiedziałem co robię. Martyna: Wróci.. - zanim zdążyła się odezwać pocałowałem ją w usta. Liam miał rację. Martyna była w lekkim szoku, ale przechyliła głowę i odwzajemniła pocałunek. W końcu się od siebie odsunęliśmy. Dziewczyna oblizała wargi.
Louis: Nie uwierzysz, uznasz to za dziwne albo szalone ale ja Cię chyba kocham.
Martyna: Miłość od pierwszego wejrzenia..
Louis: Właśnie to.
Przytuliłem ją i jakoś nie miałem ochoty puszczać gdziekolwiek cały dzień.

1 komentarz: