piątek, 9 sierpnia 2013

Do zobaczenia, przyjaciółko. (Część 2)

Od 3 godzin błąkałam się po mieście bez konkretnego celu.. W sumie to miałam cel. Chodzić tak długo, aż Liam będzie musiał wracać do siebie i będę mogła spokojnie wrócić do mieszkania. Jednak jak to w styczniu - ciepło raczej nie było. Zrezygnowana szłam w stronę domu. Pod moim blokiem zaczepiła mnie jakaś dziewczyna.
- [T.I.] [T.N.]?
- Tak. W czym mogę pomóc?
- Jestem Danielle Payne.

'Jasna cholera' - powtarzałam w myślach.
- Jest u pani mój mąż? Nie mogę się do niego dodzwonić.
- Mm, chyba tak.
- Dzięki Bogu. Zajmę tylko chwilę, bo wiem, że jesteście mocno zajęci.
- Zajęci? - uniosłam brew ku górze.
- Tak. Liam opowiadał o tym, że pracujecie nad projektem wspierającym dzieci z Afryki. Mam nadzieję, że to nie był jakiś strasznie tajny sekret.
- Nie, nie. Po prostu jestem dziś taka zabiegana, że całkiem wypadło mi to z głowy. Przekazać coś Liamowi?
- Tak. Proszę, przypomnij mu, że dziś mam USG i chciałabym, żeby się pojawił. - dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie.
- USG? Cóż.. Gratuluję kolejnego dziecka. - próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale średnio mi to wyszło.
- Dzięki. Liam to świetny ojciec.
- Nie wątpię. Wiesz, muszę iść, ale przekażę mu żeby przyszedł.
- Super, dzięki jeszcze raz! Powodzenia z projektem!
- Taak, też dzięki. - odwróciłam się i szybszym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania. Cały czas powstrzymywałam łzy, które coraz mocniej cisnęły mi się do oczu. Otworzyłam drzwi i od razu na korytarzu pojawił się uśmiechnięty Liam. Jasna cholera, jak miałam mu przekazać, że to definitywny koniec, kiedy on miał na sobie podkoszulek tak ciasny, że można było przez niego zobaczyć każdy pieprzony milimetr jego perfekcyjnego ciała? Zgiń w piekle, Liamie Payne.
- Już zaczynałem się martwić.
- Oh, przepraszam za spóźnienie. Po drodze spotkałam dość sympatyczną dziewczynę, która szukała swojego męża. Nazywała się Danielle Payne i kazała mu przekazać, żeby nie zapomniał o jej dzisiejszym USG. To może Ty pójdziesz, a ja zajmę się projektem wspierającym dzieci z Afryki? - zaproponowałam z uśmiechem. Liam natomiast stał jak sparaliżowany. Po chwili jednak wyciągnął rękę do przodu i zaczął powoli się do mnie zbliżać. W takim samym tempie ja cofałam się do tyłu.
- Czekaj chwilę. Kochanie, daj mi się wytłumaczyć.
- Zamknij się. Nie gniewam się, że macie kolejne dziecko.. W końcu jesteście małżeństwem. Średnio mnie też obchodzi to, że ją tak perfidnie okłamałeś. Wiesz co mnie wkurza? Że chciałeś ją teraz zostawić.
- Nawet nie wiem, czy dziecko jest moje.
- Nie szukaj wymówek, Liam. Jest Twoje.
- Ale chyba nie chcesz..
- Chcę. Teraz jedziemy na moich warunkach, Payne. Oddasz mi teraz klucze do mojego mieszkania, grzecznie wyjdziesz i pojedziesz z Danielle. Twoje wyjście stąd oznacza to, że nigdy więcej tu nie wrócisz. Czy to jasne?
- Kiedy ja Cię kurwa kocham, rozumiesz? Ciebie, nie ją.
- Za późno. Zabieraj swoje rzeczy i wynocha.
- Nie możesz mi.. Nam tego zrobić. Mieliśmy plany na naszą wspólną przyszłość.
- Zapomnij o tym.
- Nie mogę. Jest jeszcze jakaś szansa, żebyśmy dalej byli razem?
- Zawsze jest szansa. Zgłoś się za 3 lata.
- W porządku. I wtedy już nic nie stanie na drodze do naszej wspólnej przyszłości.
- Skoro tak twierdzisz. A teraz proszę Cię - wyjdź z mojego mieszkania.
Chłopak westchnął ciężko i zaczął się ubierać. Coraz ciężej było mi powstrzymywać łzy i niektóre po prostu same zaczynały spływać.
- Nie płacz. Nie jestem wart Twoich łez.
- Wiem, że nie jesteś. I to właśnie jest najgorsze.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Idź już.
- W porządku. - nachylił się i delikatnie cmoknął mnie w policzek. - Do zobaczenia.

Ta daaaaaa! Dziękuję za komentarze pod pierwszą częścią. <3 Dziękuję również za nominację do Liebster Awards, ale niestety nie podchodzę do tej 'nagrody'.. Ale i tak dzięki. :)
Nie jest to ostatnia część Liama, mam jeszcze jedną, także.. ;)

Btw. chciałabym podziękować też każdej osobie, która nie pozwala moim dziennym statystykom na upadek <3 Srsly więcej niż 200 odwiedzin dziennie? Kochaaaaam waaas! <3
BUJA!

czwartek, 1 sierpnia 2013

Do zobaczenia, przyjaciółko. (Część 1)

Nigdy nie byłam zakochana. Zawsze tkwiłam w przekonaniu, że miłość to tylko przelotne uczucie, które znika tak szybko jak się pojawia. Dopóki nie spotkałam jego. Był idealny w każdym calu. Liam Payne. Krótkie, ciemne włosy, piękne brązowe oczy, wysoki i dobrze zbudowany. Jak się okazało, zakochaliśmy się w sobie z wzajemnością. I niby byliśmy dobie przeznaczeni.. Niby. Liam miał żonę i dwójkę dzieci. Jednak to nie stanowiło szczególnego problemu dla naszej dwójki. Liam pomógł mi kupić mieszkanie, gdzie spędzaliśmy każdą wolną chwilę. Było to miejsce w którym cały świat stawał się jakby nie istnieć. Liczyliśmy się tylko my.
Po kilku miesiącach to wszystko zaczynało mnie męczyć. Co z tego, że Liam spędzał ze mną prawie każde popołudnie, skoro z nią spędzał noce i poranki? Poza tym, musiał chodzić też do pracy, więc przychodził do mnie maksymalnie na 3 godziny? Miałam dość jego żony, dzieci i jego zarazem też.
Wybiła 16. Co oznaczało, że Liam zaraz przyjdzie. Nie cieszyło mnie to już tak jak kiedyś. Ale cóż. Mogłam już tylko udawać, że wszystko jest ok. Tak więc jak codziennie razem zjemy kolację, potem będziemy leżeć w łóżku, on powie jak bardzo mnie kocha, a ja dalej będę wierzyć w te kłamstwa. Kolacja już prawie była gotowa, więc już prawie mogę odhaczyć ten podpunkt.
W końcu usłyszałam charakterystyczny szczęk zamka. Znałam każdy jego ruch na pamięć. Zdjął buty, odwiesił kurtkę na wieszak, powoli kieruje się do kuchni.
- Cześć, piękna. Tęskniłem. - jego dłonie spoczęły na moich biodrach, a głowę ułożył mi na ramieniu.
- Ta, ja też. - wymusiłam lekki uśmiech i odsunęłam się od niego, żeby wyjąć talerze.
- Coś się stało?
- Skądże. Dlaczego miałoby się coś stać?
- Nie wiem. Wydajesz się jakaś taka zła. - chłopak oparł się o blat i nie odrywał ode mnie wzroku.
- Wydaje Ci się. - rzuciłam obojętnie.
- Przecież widzę, że coś Ci jest. - jego dłoń złapała mnie za nadgarstek.
- Jezu, nic mi nie jest.
- Dlaczego nie możesz ze mną po prostu porozmawiać?
- Rozmawiamy cały czas.
- Bardzo śmieszne. Co Cię do cholery ugryzło?
- Daj mi spokój z łaski swojej i się już nie odzywaj. - wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczęłam rozkładać talerze na stole.
- Okres masz czy jak? - dosłownie rzuciłam widelce na stół i wyszłam z kuchni. Chłopak jednak uparcie szedł za mną. W końcu weszłam do łazienki i zatrzasnęłam drzwi.
- Pogadaj ze mną. - usiadłam pod drzwiami i po prostu zaczęłam płakać. - Chcesz, żebym został dziś z Tobą na noc?
- Nie chcę. - odpowiedziałam krótko, żeby nie usłyszał jak trzęsie mi się głos.
- Więc chodź tu i powiedz mi to prosto w twarz.
- Nie.
- W takim razie zostanę. Tylko zadzwonię do Danielle i powiem jej, że dziś mnie nie będzie.
Otworzyłam drzwi i wyrwałam mu z rąk komórkę.
- Idź sobie.
- Czemu płaczesz? - próbował mnie przytulić, ale się odsunęłam. - Wyjaśnij mi do jasnej cholery co się dzieje.
- Wyjdź, proszę. Daj mi spokój. Nie chcę z Tobą gadać.
- Wyjdę. Ale wracam za godzinę i opowiadasz mi co jest. Rozumiesz?
- Nie przychodź. Idź do domu i zajmij się swoją rodziną.
- O nich Ci chodzi? Powiedz mi, a rozstanę się z Danielle. A dzieciaki jakoś zgarniemy do siebie. Uwierz, że jestem z nią tylko ze względu na nie.
- Nie. Myślę, że to my powinniśmy się rozstać.
- Co Ty pieprzysz? Nie. Nie powinniśmy. - mocno mnie do siebie przytulił. Mimo, że za wszelką cenę próbowałam się odsunąć to i tak nie miałam szans. Zdecydowanie był za silny.
- To między nami nigdy nie powinno się wydarzyć. Oboje popełniliśmy błąd. Przepraszam, że rozpieprzyłam Ci małżeństwo. A teraz możesz już sobie iść.
- Chyba sobie żartujesz. Dobrze wiesz, że Cię kocham, tak?
- Wiem. Ja Cię też kocham. Ale zrozum do jasnej cholery, że masz rodzinę i nie możesz jej dla mnie zostawić!
- Ty jesteś dla mnie rodziną. Ty i moje dzieciaki. I założę się, że od razu by Cię pokochały tak ja. Daj mi tylko tydzień na załatwienie tego wszystkiego. Tydzień.
- Idź sobie. - poprosiłam spokojnym tonem i usiadłam na krześle.
- Jak chcesz. Widzimy się jutro. - chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. - Kocham Cię.
- Idź już. - burknęłam i odprowadziłam go wzrokiem do drzwi.

Od 3 godzin błąkałam się po mieście bez konkretnego celu.. W sumie to miałam cel. Chodzić tak długo, aż Liam będzie musiał wracać do siebie i będę mogła spokojnie wrócić do mieszkania. Jednak jak to w styczniu - ciepło raczej nie było. Zrezygnowana szłam w stronę domu. Pod moim blokiem zaczepiła mnie jakaś dziewczyna.
- [T.I.] [T.N.]?
- Tak. W czym mogę pomóc?
- Jestem Danielle Payne.


Tego imagina napisałam będąc jeszcze w Szczecinie.. Wyśniłam go sobie można powiedzieć, bo chodził mi po głowie jakiś miesiąc od momentu, w którym mi się przyśnił.. Zobaczymy kiedy pojawi się 2 część, bo na razie planuję napisać shota o Larry'm/Lilo ale nie planuję go wstawiać tu, tylko na mojego tumblra. c: (www.nakedloueh.tumblr.com) 

BUJA. 

sobota, 27 lipca 2013

Nie kłam. Część 3 (ostatnia)

Nie wiem, jak długo już nie kontakuję się z chłopakami. Czasem miałam ochotę wstąpić na chwilę i zobaczyć jak się czują. Ale po tym co zrobiłam, wątpię, że któryś mi wybaczy.
Siedziałam tempo wpatrując się w szary telefon. 'Dzwoń, kurwa, bo zwariuję przez to myślenie' wykrzykiwałam w głowie. Nic takiego się jednak nie stało. Jednak wołanie jednej z dziewczyn z którymi pracowałam, pomógł mi na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Nie na długo.
- Mówią o Tobie w telewizji! - pisnęła uradowana.
- 'Nic nas nie rozdzieli' mówili kiedyś chłopcy z One Direction. Jednak się mylili. Louis Tomlinson i Liam Payne od pewnego czasu toczą wojnę. Sam Harry Styles powiedział, że rzekomy rozpad zespołu to tylko plotki. Jednak Payne wtrącił, że bez niego jakoś dadzą radę. O co mogło pójść 'nierozłącznym braciom'? Najprawdopodobniej o miłość. 19-letnia [T.I.] [T.N.] do niedawna była dziewczyną Louis'ego Tomlinsona. Jednak coraz śmielsze kroki w jej stronę podejmował także Liam Payne. Czy rozpadu można było uniknąć? Fani uważają, że jeśli dziewczyna, która ostatnio odizolowała się od One Direction, wróci, to wszystko będzie jak dawniej. Od tygodnia, na Twitterze trwają akcje takie jak #[T.I.]comebacktoourboys, #weneed[T.I.], #dontletthemgo[T.I.] oraz #[T.I.]make1Dsmile które nie spadają z pierwszych miejsc. Czy [T.I.] rzeczywiście jest ostatnią deską ratunku dla One Direction? Dla BCC1 - James Brooks.
Rozpad? O nie, nie. Oni nie mogli mówić poważnie. To taki głupi żart, nic więcej.
- Ja.. Powinnam wracać do pracy. - burknęłam i ruszyłam z powrotem do swojego biurka. Na niczym nie mogłam się skupić. Dostałam od szefa jakiś stos papierów do wypełnienia, ale nawet nie miałam siły na to zerknąć. Zresztą nic się nie stanie jak zrobię to jutro. Tymczasem do mojego 'biura' znów wparowała ta sama dziewczyna. Swoją drogą ciekawe jak długo tu pracuje, że nie mam pojęcia kim jest.
- Masz gościa! - dziewczyna posłała mi szeroki uśmiech i wyszła.
- Jak się czujesz? - Zayn od razu podszedł i mnie przytulił. A ja jakoś nie miałam szczególnego zamiaru go puszczać.
- A jak się mogę czuć? Cały świat twierdzi, że to, że się rozpadacie to moja wina.
- Bo to jest Twoja wina.
- Dzięki, Zayn. Ty zawsze wiesz co powiedzieć.
- Nie będę Cię okłamywał. Cholera mnie z nimi strzela. Lou i Liam bez przerwy się sprzeczają i to o głupoty. Wczoraj, gdy Liam zaczął wypominać Louis'emu coś o Tobie, to Tommo go uderzył. Ja sobie dalej tego tak nie wyobrażam.
- I co ja mam zrobić? - podniosłam zapłakaną twarz i spojrzałam mu w oczy.
- Ty powinnaś to wiedzieć. Jesteś ostatnią nadzieją dla naszego zespołu.. A zresztą, pieprzyć ten zespół. Odratuj ich przyjaźń. - Malik pocałował mnie w czoło. - Poza tym, wszyscy za Tobą tęsknimy i chcemy Cię z powrotem.
Lekko się uśmiechnęłam. Już wiedziałam co muszę zrobić. Choćby mieli mnie nienawidzić do końca życia: muszę zjednoczyć One Direction.

- Patrz do jasnej cholery jak chodzisz. - burknął Louis.
- Ja miałem iść w prawo, a Ty w lewo.
- Będę chodził gdzie chcę.
- Liam ma rację. Macie iść w jednym kierunku. - dorzucił Hazz.
- Znowu bierzesz jego stronę?
- Jezu, przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- On już nie jest moim przyjacielem. I wy najwyraźniej też nie.
- Louis przestań. Czemu nie możecie się pogodzić?
- Bo ten skurwysyn ukradł mi moją dziewczynę!
- Ja? Ja byłem dla niej tylko poduszką do wypłakiwania łez.
- Nie kłam do cholery! - Louis uderzył Liam'a w policzek.
- Widzisz? No zrób coś. - szepnął Malik i lekko wypchnął mnie zza naszej kryjówki. Biegiem ruszyłam w stronę sceny. Nie był to dobry pomysł, bo złamałam obcas i upadłam.
- [T.I.]! - krzyknęli razem Liam i Lou i ruszyli w moją stronę.
- Nic Ci nie jest? Boli Cię coś? Złamałaś coś? Zadzwonić po lekarza? - przekrzykiwali się nawzajem.
- Nic mi nie jest. - burknęłam jak już pomogli mi wstać. - Ale co jest wam? Normalnie was nie poznaję.
- Mówiłaś, że..
- Kłamałam. Okłamałam was obu. Ciągle was cholernie mocno kocham. I nigdy nie przestanę.
- Dlaczego kłamałaś? Obiecaliśmy sobie, że tego nigdy nie zrobimy.
- Złamałam obietnicę. Nie wiem. Przerasta mnie to wszystko. Przez pewien czas wmawiałam sobie, że to przez fanki. Że to one są wszystkiemu winne. Ale ja już sama nie wiem.. Nie chcę żebyście się przeze mnie kłócili. Rozumiem, że teraz znienawidzicie mnie do końca życia, ale może i lepiej.
- Znienawidzić? Jak można znienawidzić kogoś kogo się kocha? - Louis lekko się uśmiechnął. - Było, minęło. Najważniejsze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest w porządku. - wtuliłam się w ich ramiona i tkwiliśmy w takim potrójnym uścisku kilka minut. W końcu Louis przerwał ciszę.
- Będziemy się zachowywać, jakby to się nie stało? Wolę teraz to wszystko nadrobić lepszymi chwilami.
- Nie zrozumcie mnie źle, ale ja nie chcę. Męczy mnie to wszystko. Chciałabym odejść.
- Chcieć to sobie możesz, ale chyba oszalałaś jeśli myślisz, że Ci pozwolimy. - rzucił Harry.
- Nie tym razem! - wtrącił Horan.
- Chyba nie dasz się więcej prosić. - Zayn podszedł do mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu, a jego ręce oplotły mnie w talii.
- Te, łapy precz, Malik. To, że Ty zabrałeś się za godzenie naszej pedalskiej rodziny nie oznacza, że nie jestem zazdrosny. - Louis odepchnął Mulata do tyłu i sam zajął jego miejsce.
- Jesteście niemożliwi. - zaśmiałam się pod nosem. Mój wzrok spoczął na jedynej osobie, która się przez ten cały czas słowem nie odezwała. - Em.. Liam? Możemy pogadać w cztery oczy?
Louis wydał z siebie przeciągły jęk, kiedy się od niego odsunęłam i złapałam Liam'a za rękę i wyciągnęłam z sali. Payne spuścił głowę i wpatrywał się w swoje buty.
- Rozumiem, że 'przepraszam' tu nie pomoże.
- Jak Ty do dalej widzisz? Przecież wiesz, że się w Tobie zakochałem. Patrzenie jak się miziasz z Louis'm nie jest dla mnie przyjemne, bo wiem, że ja nigdy w życiu nie wyjdę z tej pieprzonej strefy przyjaźni.
- Przykro mi. Wiem, że to może Cię zaboleć, ale ja nie chcę, żeby między nami cokolwiek się zmieniało. Mogę coś zrobić, jeśli obiecujesz, że nikomu o tym nie powiesz.
- Uh. Obiecuję.
Pchnęłam go na ścianę i lekko pogładziłam dłonią jego policzek. Odpięłam jeden z górnych guzików jego koszuli i zaczęłam obdarowywać jego szyję pocałunkami. Payne odrzucił głowę do tyłu i zaczął cicho wzdychać. Wyznaczałam drogę do jego ust. Złożyłam na nich lekki pocałunek, a potem powoli go pogłębiałam. Liam wsunął swoją dłoń pod moją koszulkę i rysował jakieś niewidoczne kształty na moich plecach. Nie ukrywam, że lubiłam czuć na sobie jego delikatny dotyk. Ale musiałam to w końcu przerwać, bo jeszcze ktoś by nas zauważył. Posłałam chłopakowi lekki uśmiech.
- To jak. Między nami ok?
- A będziesz mi tak robić częściej?
- Jeśli pozostanie to naszym małym sekretem, to tak.
- W takim razie już się nie gniewam.
Zaśmiałam się cicho. Liam wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam go pod ramię i razem weszliśmy do sali.

Pewna osoba zmusiła mnie do opublikowania ostatniej części i oto ona! Może we wtorek wstawię pierwszą część imagina o Liamie so.. :D
BUJA.

wtorek, 9 lipca 2013

Nie kłam. Część 2.

Szczerze mówiąc, to nigdy nie pomyślałabym, że to się tak skończy. Że kilkaset tysięcy dziewczyn zniszczy mi życie, odbierze mojego wymarzonego narzeczonego i najlepszych przyjaciół. Ale takie życie. Najgorsze jest to, że musiałam ich unikać, ignorować i przede wszystkim - okłamywać. Szczególnie dwóch osób było mi szkoda. Mianowicie Louis i Liam. Po ostatniej wizycie Louis nawet nie próbuje się ze mną kontaktować. Może szybciej o mnie w ten sposób zapomni? Liam natomast w przeciwieństwie do Lou nie dawał mi spokoju. Dzwonił, esemesował, przychodził do domu, a czasem nawet widziałam go pod budynkiem w którym pracuję. Oczywiście robiłam wszystko, żeby go unikać. Chociaż i tak pewnie któregoś dnia nie będę ostrożna i się spotkamy. I znowu będę musiała kłamać.
Właśnie rozczesywałam włosy, kiedy usłyszałam jakieś dźwięki dobiegające z sypialni, która tak się składało, że była tuż obok łazienki, w której obecnie się najdywałam. Zajebiście. Pewnie kolejna, podkreślę KOLEJNA fanka, która albo chciała mnie zabić, albo wyznać jaka to ja jestem wspaniała, mimo, że nic takiego nie robiłam. Serio, jeszcze te 'morderczynie' rozumiałam.. Ale co może być wspaniałego w sekretarce w agencji nieruchomości? Nawet nie sprzedawałam domów, tylko godzinami opieprzałam się za biurkiem czekając na telefon do szefa. Ah, praca godna uwielbienia. Tak czy inaczej, te namolne dziewczyny powoli zaczynały mnie wpieniać. Nawet kiedy zerwałam kontakty z chłopakami z One Direction, one ciągle coś chcą. Na ulicy mnie zaczepiają, pod domem też, w supermarkecie również. Kiedyś mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - uwielbiałam to. Raz nawet zaprosiłam na herbatę dziewczynę, która przez okno włamała mi się do mieszkania. Strasznie je wszystkie lubiłam. Gdy tak z nimi rozmawiałam, czułam, że mnie zaakceptowały i bądź co bądź - chyba polubiły. W jakimś stopniu byłam dla nich ważna. I to było wspaniałe. Nie wiem czemu nagle zaczęły mnie tak drażnić. Może to przez to, że tak bardzo nie dają mi zapomnieć o osobach, które były dla mnie tak ważne. Już tęskniłąm za zboczonymi tekstami Harry'ego, który żartował, że kiedyś namówi mnie i Louis'ego na rozbieraną sesję, którą oczywiście on sam wykona. Za 'magicznymi' kanapkami Niall'a, którymi częstował tylko i wyłączniemnie. Za Zayn'em, który pomagał mi się uczyć i zdać maturę, a po tym jak skończyłam edukację, razem chodziliśmy do biblioteki czy sklepów muzycznych i komentowaliśmy między sobą co nam się podobało, a co nie. Za Liam'em, w którego mogłam się wtulić zawsze, gdy było mi źle. I oczywiście za Louis'm, który po prostu był i mnie kochał.
Rozejrzałam się na boki. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to na wpół mokry parasol stojący w kącie. Zgarnęłam go ze sobą. Jak najciszej podeszłam do drzwi i uniosłam go do góry. W pokoju jednak nikogo nie było. Jednakże czyjaś dłoń kurczowo ściskała brzeg okna. Już chciałam dzwonić na policję, ale podchodząc bliżej zdałam sobie sprawę z tego, że ja chyba znam te smukłe dłonie. A gdy zobaczyłam tatuaż na nadgarstku, byłam już pewna kto to.
- Liam? Co Ty tu robisz? - spytałam zaskoczona podchodząc bliżej.
- Dziękuję Bogu, za to, że jednak postanowiłaś zaintestować w tulipany, a nie kaktusy.. Przy okazji, kiedyś oddam Ci za nie kasę, bo trochę Ci je podeptałem.. Zresztą, co ja pieprzę o kwiatkach, pomóż mi. - niepewnie ścisnęłam jego dłoń i z trudem wciągnęłam do środka. Chłopak mruknął ciche 'dzięki', podnosząc się z podłogi.
- Czemu po prostu nie wszedłeś drzwiami?
- A wpuściłabyś mnie?
- Zapewne nie.
- Temu. Do rzeczy. Wspinałem się na 3 piętro, żeby z Tobą pogadać. Chyba zasłużyłem na to, żebyś powiedziała mi, dlaczego mnie unikasz.
W głowie w kółko powtarzałam sobie 'Tylko nie kłam'. Źle zrobiłam okłamując Louis'ego. Nie zrobię tego też Liam'owi. Nie mogę.
- Zerwałam z Louis'm.
- Przykro mi. Ale co to ma do mnie?
- Że Ty jesteś powodem naszego zerwania.
- Nic nie zrobiłem.
- Zakochałeś się we mnie. - chłopak spojrzał na mnie przerażony. - Pozwoliłeś mi na słowa, których nigdy nie powinnam wypowiadać i na gesty, które w przyjaźni są surowo zabronione.
- [T.I.].. - zaczął, ale mu przerwałam.
- Wyjdź. Po prostu wyjdź. Daj mi spokój. Najlepiej na zawsze.
- Nie możesz mi tego zrobić. Wiesz, że zawsze szanowałem Twój związek z Louis'm i nigdy nie próbowałem się miedzy was wpychać.
- Kłamiesz, Liam.
- Mówię prawdę. Nigdy nie zmuszałem Cię do całowania mnie. Nigdy nie kazałem Ci mówić, że mnie kochasz. A tym bardziej - nigdy nie próbowałem Cię w sobie rozkochać.
- Wbij sobie do głowy, że Cię nie kocham, jasne?
- To czemu mnie do jasnej cholery unikasz? - krzyknął.
- Bo mam Cię serdecznie dość!
Nie rób tego kolejny raz. - podpowiadała mądrzejsza część mnie. Jednak ja znów postawiłam na coś, czego będę żałować do końca życia.
- Dość? - jego twarz w jednym momencie posmutniała.
- Tak, dość! Nigdy nie uważałam Cię za przyjaciela! Nawet za kumpla nie. Byłeś mi tylko poduszką do wypłakania gdy tego potrzebowałam. Nie wiem, co sobie wmówiłeś, ale prawda jest taka, że chciałam Cię w sobie rozkochać tylko po to, żeby mieć Cię na zapas w razie zerwania z Louis'm. Ale jesteś zbyt wkurzający nawet jak na to.
- Ja.. Ja myślałem..
- Źle myślałeś. Wyjdź i oszczędź sobie tych szopek. Najlepiej idź i nie wracaj.
Ty pieprzona kretynko. Co Ty wyprawiasz? - szkoda, że tak późno rozum zaczął kontaktować co robię. Czułam wstręt do samej siebie. Szatyn kiwnął mi głową i ruszył na dół. Zaraz jak przekroczył drzwi sypialni, usłyszałam czysty płacz. Brawo, [T.I.]. Równie dobrze, mogłaś po prostu go wypchnąć z tego okna. Oszczędziłabyś mu cierpienia.
No i co ja do jasnej cholery mam teraz zrobić?
















Czejooo. To tak.. Jestem na wakacjach w Szczecinie jeszcze tydzień, ale mam niespodziankę. Napisałam 3 części tego imagina o Lilo, jednego imagina o Maliku, jednego o Horanie, 'trylogię' imagina o Liamie i właśnie pracuję nad Harry'm, także jak widzicie, jak już wrócę, to będę dodawać po 2-3 w tygodniu.. Zależy jak będzie z komentarzami. :D 
Stworzyłam zakładkę 'wasze pomysły' żebyście pomogły mi trochę w tworzeniu. Będę spełniać wasze zamówienia. :D Yaaay!

Buja!

niedziela, 16 czerwca 2013

Zraniłam go.

- I co? - zapytał z nutą nadzieji w głosie.
- To co zawsze. Negatywny. - burknęłam usiłując zachować smutny wyraz twarzy.
Szatyn podszedł bliżej i czule zamknął mnie w swoich ramionach.
- Nie martw się. Spróbujemy jeszcze raz.
Poczułam delikatne ukłucie w sercu, które pojawiało się codziennie po tym jak wychodziłam z łazienki z testem ciążowym. Cieszyłam się, że jednak nie jestem w ciąży, a jednocześnie szkoda było mi Liama, który zaraz po tym jak kończyliśmy uprawiać seks wybierał imię dla naszego dziecka i opowiadał czego go lub ją nauczy. Jednak miałam swoje powody, żeby nie zachodzić w ciążę.
Zacznijmy może od tego, że gdy miałam 5 lat, mój ojciec odszedł od nas i zostawił mnie, moją matkę, moją starszą o rok siostrę. Nie to, że nie ufałam Liamowi, ale przecież ludzie mówią i robią różne rzeczy gdy się kłócą, prawda?
Kolejnym powodem był oczywiście wiek. Liam był ode mnie o 7 lat starszy. Jako, że miał już 26 lat, to uważał, że to najwyższy czas. Tylko ja nie byłam na to zbytnio gotowa.
Dalej.. Nasze zajęcia. Niedawno stwierdziłam, że chcę studiować filologię angielską i zamierzałam skończyć ten kierunek czy komuś się to podobało czy nie. Liam natomiast był członkiem boybandu - One Direction. Zespół był dość popularny, przez co chłopaki co rok wyjeżdżali w światowe trasy. Więc oboje rzadko byliśmy w domu.
A teraz nasuwa się pytanie: Jakim cudem nie jestem w ciąży, mimo, że codziennie kochamy się po 2-3 razy? Otóż to proste. W tajemnicy przed ukochanym biorę tabletki antykoncepcyjne. I mimo, że widzę jak bardzo się dołuje, widząc jaki jest wynik, to i tak tego nie żałuję. Tak będzie dla nas lepiej.
- To co. Próbujemy jeszcze raz? - chłopak posłał mi zalotny uśmiech. - Pewnie. Czekaj na mnie w sypialni, zaraz do Ciebie przyjdę. - złożyłam lekki pocałunek na jego policzku i znów weszłam do łazienki. Wyciągnęłam z kosmetyczki pudełeczko tabletek. Oczywiście jak przystało na moje szczęście, pudełeczko upadło na podłogę i cała jego zawartość wysypała się na podłogę.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam zza drzwi.
- Tak, tak. Wszystko ok. - upadłam na kolana i zaczęłam wszystko zbierać.
- Na pewno nic Ci nie.. Co do cholery. - Liam otworzył drzwi, a opakowanie dziwnym trafem znalazło się tuż obok jego stopy. - Tabletki antykoncepcyjne? Żartujesz sobie ze mnie?!
- Czekaj, zaraz Ci wszystko wytłumaczę.
- Wystarczyło po prostu powiedzieć, że nie chcesz mieć ze mną dzieci, a nie odwalać takie numery.
- To nie tak. Nic nie rozumiesz. - delikatnie pogładziłam jego policzek, ale szatyn zrobił krok do tyłu.
- Zrobiłaś ze mnie idiotę. Jak mogłaś? - upadł na kolana, a z jego oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy. - Ufałem Ci.
- Przepraszam. Nie chciałam Cię zranić.. Po prostu stwierdziłam, że bez.. Bez ślubu tak nie wolno.
- Pieprzysz. Gdy chciałem Ci się oświadczyć, powiedziałaś, że ślub to nic nie warte słowa na papierku.
- No dobra, kłamałam. Ja po prostu uważam, że to dla nas za wcześnie. - niepewnie dotknęłam jego ramienia. Nie odepchnął mnie, więc uklęknęłam obok niego i przycisnęłam jego głowę do swojej piersi. Ciągle cicho szlochał. Zraniłam go. Cholernie go zraniłam. - Ale jeśli tak tego chcesz, to możemy spróbować jeszcze raz.
- Bez oszukiwania?
- Bez.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.

Imagin jakby nie jest dokończony, ale może skończę go kiedy indziej.
BUJA.

piątek, 31 maja 2013

Nie potrafisz mi się sprzeciwić.

- Hej wszystkim! - krzyknęłam wchodząc do salonu i oniemiałam.
- Nie wiesz jak się puka? - rzucił wkurzony Louis odsuwając się od pół nagiego Harry'ego.
- Nie wiecie, że normalni ludzie nie onanizują się w salonie mieszkając z lokatorami? - odpowiedziałam uśmiechając się złośliwie. Nie zbyt krępowały mnie takie sytuacje jak ta. W zasadzie było to normalnością. Można się przyzwyczaić. - Widzieliście Malika?
- U siebie. - burknął Harry zapinając koszulę.
- Tylko nie onanizujcie się na korytarzu.
- Bardzo śmieszne, Tomlinson. Doprawdy. - zaklaskałam sarkastycznie. - Aż nie mogę uwierzyć, że Harry zajął Ci usta na te kilkanaście minut. To i tak sukces jak na Ciebie.
- Pieprz się.
- Idź już lepiej. - Harry z uśmiechem skinął mi głową i przytulił do siebie swojego chłopaka.
Odpowiedziałam na gest Styles'a i powoli zaczęłam wchodzić na górę. Po drodze spotkałam jeszcze Payne'a, który jak zawsze powitał mnie całusem w policzek i zaczął schodzić na dół. Nie mogłam się powstrzymać i krzyknęłam 'Uważaj na orgię w salonie' dostatecznie głośno, żeby Louis to usłyszał. Uwielbiałam mu dokuczać. Zresztą z wzajemnością. Ani Harry, ani on nie mieli jakiejś szczególnej obsesji na punkcie swojej odmienności seksualnej i nie przeszkadzały im rzucane przeze mnie złośliwości. W pewnym sensie nawet mi tym imponowali. Ja bym chyba tak nie potrafiła.
Delikatnie zapukałam do mahoniowych drzwi. Usłyszałam zza nich 'Już idę' i pojawił się w nich Zayn. Moje bóstwo. Przegryzłam wargę widząc, że nie ma na sobie koszulki. Zresztą, pewnie dopiero wstał, bo nawet nie pofatygował się, żeby zapiąć spodnie, a tym bardziej ułożyć włosy.
- Chcesz mnie przyprawić o zawał serca? - uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta. Chłopak pochylił się, ale nie pozwoliłam mu pogłębić pocałunku. - Nie ma mowy, Malik. Ja się tu męczę, to i Ty musisz.
- Czy ja wiem.. Pozbądźmy się tej niepotrzebnej części garderoby i będziemy kwita. - uśmiechnął się i podciągnął lekko do góry moją koszulkę.
- Nie zaciągniesz mnie do łóżka o tej porze. - odpowiedziałam uroczym uśmieszkiem.
- Niszczysz mi moje fantazje seksualne.
- Jakie fantazje? - przesunęłam dłonią po jego brzuchu i zatrzymałam się koło krocza. - W nich też jestem taka cholernie złośliwa?- powoli zaczęłam zapinać jego rozporek i guzik od spodni. Mulat jęknął cicho i odrzucił głowę do tyłu.
- Nie. W nich dajesz mi kontrolować sytuację.
- Więc sam widzisz, że to tylko fantazja. - ominęłam go i rozłożyłam się na łóżku.
- Nienawidzę Cię.
- Też Cię kocham. - posłałam mu całusa. - A tak ogółem, czemu ściągnąłeś mnie do siebie o tej porze?
- Stęskniłem się. Musi być jakiś powód? - Zayn zerknął na mnie podnosząc dwie koszulki.
- Nie, skąd. Po prostu to do Ciebie nie podobne. Turkusowa.
- Przejrzałaś mnie. Chcę seksu na 'dzień dobry'. Jaka kurwa?
- I myślisz, że będę robić to co chcesz? - zaśmiałam się pod nosem. - Turkusowa.
- Tak myślałem. Jak mamy tak gadać, to wolę się nie ubierać cały dzień.
- To źle myślałeś. I myślisz, że mi to przeszkadza?
- Czemu to Ty jesteś górą w naszym związku, a ja nie mam nic do powiedzenia?
- Bo jesteś ciotą, Malik. Nie potrafisz mi się sprzeciwić.
- Tak uważasz?
- Przez 4 lata to Ty słuchasz mnie i robisz to co ja chcę. Zapytaj kogo chcesz, odpowie Ci to samo.
- Chcę się z Tobą pieprzyć. Teraz. - powiedział poważnym tonem i zaczął podchodzić bliżej mnie.
- Już Ci mówiłam, że nie.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak już siedział na mnie okrakiem i zaczął obdarzać moją szyję milionami pocałunków. Cholernie mi się podobało to, że wreszcie przejął kontrolę. Szkoda, że tyle czasu to trwało. Tak czy inaczej, nie mogłam mu ot tak po prostu dać robić to co chciał. Musiał się trochę bardziej wysilić. Z cholerną trudnością wygrzebałam się z pod niego i ruszyłam w stronę drzwi. Mulat jednak był szybszy niż ja i zamknął drzwi na klucz, a ten z kolei wrzucił w spodnie.
- Jeśli chcesz wyjść, to musisz go sobie jakoś wyciągnąć. - uśmiechnął się złośliwie.
Złamał mnie. Dosłownie wskoczyłam mu w ramiona całując zachłannie. Zayn zacisnął swoje dłonie na moich pośladkach i mocno przyparł do ściany..




Bujaaaaaaa!
Szczerze mówiąc nie miałam w planach takiego imagina.. Napisałam 4 razy różne początki, a jednak cały czas je kasowałam i w końcu dziś zabrałam się za coś takiego.. W dodatku nie planowałam, żeby na tym blogu pojawił się jakikolwiek imagin +18.. Ale jest! :o Tak ogółem, to już tutaj się pochwalę, że testy kompetencji poszły mi najlepiej z polskiego i angielskiego.. Z angielskiego w sumie napisałam część zaawansowaną najlepiej z całych 2 klas, a w piątek będę uczyć angielskiego prawie całą gimbazę, hehe. 
Wracając do imagina.. Jak myślicie, co trzeba zrobić, żeby dostać kolejną część? :D

sobota, 25 maja 2013

Tak działa miłość.




Zmierzwiłem włosy i chwyciłem kolejną chusteczkę.Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że ja, Justin Bieber kiedyś się zakocham na zabój, to chyba bym go wyśmiał. A jednak się stało. Była wyjątkowa. Była dla mnie wszystkim. W krótkim czasie przywiązała mnie do siebie i pozwoliła mi po prostu ją kochać. A co boli najbardziej? Że ona mnie też kochała. Gdybym wcześniej o tym wiedział, to nie skończyłoby się tak jak jest teraz.
[T.I.] zwana również moją dziewczyną uciekła w świat. Z dala ode mnie. Z dala od ciągłego zainteresowania nami. Po prostu zostawiła mi list w którym opisała to, że mnie kocha i dlatego mnie zostawia. Powinienem się wściec i wyrzucić ją na zawsze ze swojego życia. A jednak siedziałem teraz jak jakiś żałosny 14-latek, przytulając list od niej, płacząc i próbując napisać piosenkę. W końcu kogo obchodzi, że cierpię, skoro potrzebny jest nowy hit? 
Otarłem łzy i chwyciłem długopis. Może to pomogłoby mi się trochę odciążyć od tego wszystkiego..


                                                                                                                                      



- Justin, będę z Tobą szczery. Jako przyjaciel i manager. - Scooter rzucił we mnie zeszytem. Normalnie pewnie bym mu oddał i zaczęlibyśmy się dla żartu kłócić, ale w tym momencie nawet nie miałem na to siły i ochoty. - Ta piosenka to gówno.
- Tak jak moje życie. Cóż za zbieg okoliczności. - westchnąłem i zakryłem twarz poduszką.
- Ogarnij się do jasnej cholery. To nie jest jedyna dziewczyna na świecie. Masz 40 milionów fanek. Uwierz, że znajdziesz lepszą. Poza tym.. Co zamierzasz zrobić? Zostawiła Ci pieprzony list i już jej nie ma. I co? Uważasz, że to dobry sposób na zerwanie?
- Jest jedyną. Nie ma drugiej takiej samej jak ona. I co mnie obchodzi 40 milionów dziewczyn, skoro to ona skradła moje serce? Gdyby zerwała ze mną osobiście, to pewnie nie dałbym jej wyjść, więc nie dziwię się, że napisała list.
- Pieprzysz głupoty. Poza tym, skoro mówimy już o liście.. Twoja 'piosenka' to bardziej list, niż piosenka.
- Brawo, brawo. - zaklaskałem sarkastycznie. - Cóż za geniusz. Za którym razem to odkryłeś?
- To nie jest śmieszne. Koleś, weź się w garść. Chcę mieć na Billboard Awards nową piosenkę, rozumiesz?
- Rozumiem. Możesz już sobie iść i dać mi pomyśleć nad sensem mojego chorego życia?
Scooter otworzył usta, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamknął je i wyszedł. Dzięki Bogu. Jeśli myślał, że zmienię piosenkę dla niego to się grubo mylił. Jeszcze trochę ją podrasuję i zamierzam to zaśpiewać. Mam tylko nadzieję, że [T.I.] będzie oglądać rozdanie nagród i zobaczy mój występ. Jak mi na niej zależy. Sięgnąłem po leżący na biurku długopis i zacząłem poprawiać tekst..



                                                                                                                                     





- Panie i panowie. Idol miliardów nastolatek. Prosimy o wielkie brawa, dla JUSTINA BIEBERA! - krzyknęła prezenterka w średnim wieku.
Scenę ogarnęła ciemność. Zamiast standardowego, tanecznego podkładu, zaczęła grać melodia wygrywana na fortepianie. Moje serce zaczęło szybciej bić, kiedy jedyny reflektor zaczął świecić na niego. Na mój ideał. Tak, jest ideałem. Do niedawna mogłam poznawać każdy zakątek jego ciała i duszy. Jest więcej niż ideałem.
- Zanim zaczniemy.. Chciałbym powiedzieć, że ta piosenka jest inna niż wszystkie. Dużo dla mnie znaczy. Pierwszy raz pisałem ją.. Samotnie. Może się wam wydać do niczego, ale.. Tak działa miłość. - chłopak westchnął i usiadł obok mężczyzny w garniturze wygrywającym melodię. - Dear Darlin’, please excuse my writing. I can’t stop my hands from shaking cause I’m cold and alone tonight.
Po moich policzkach mimowolnie zaczęły spływać łzy. 
- I miss you and nothing hurts like no you. And no one understands what we went through. It was short. It was sweet. - Justin wyraźnie nabrał więcej powietrza. - We tried.
And if my words break through the wall and meet you at your door, all I
Could say is:
“Girl, I mean them all.” 

Mimo, że tak cholernie starałam się odpychać każdą myśl o nim.. Każdą chwilę spędzoną razem. Każde wspomnienie.. To teraz to wróciło z podwojoną siłą. Zresztą, co ja sobie myślałam? Że jak odejdę, to od razu o mnie zapomni? Powiedział mi kiedyś, że jestem pierwszą dziewczyną w której się zakochał i będzie o mnie walczył. Zraniłam go. Cholernie go zraniłam. Mogłam chociaż osobiście mu powiedzieć, że musimy się rozstać. Stchórzyłam. Wiedziałam, że nie będę potrafiła mu spojrzeć w oczy i to powiedzieć. Zresztą, napisanie pieprzonego listu też było ciężkie. Że już o pozbywaniu się wspólnych rzeczy nie wspomnę.
Rozbrzmiały ostatnie akordy: 
- It was short. It was sweet. We tried. We tried.. Przepraszam. - Justin otarł twarz pełną łez i starał się uśmiechnąć, ale ciężko mu to wychodziło. W końcu pożegnał się i tyle go widziałam.
Wyłączyłam telewizor. Do głowy wpadła mi najgłupsza rzecz jaką mogłabym wymyślić. Zrujnowałam mu życie. I będę chyba musiała to zrobić znowu. Tym razem osobiście.


                                                                                                                                    


Owinąłem się ręcznikiem i ruszyłem na dół.
- Idę, już idę. Spokojnie. - jeśli to jakaś fanka, to pewnie czekał ją zawał. Jeśli Scooter, to mnie czekał zawał, bo chyba mnie zamorduje za to, że jednak zaśpiewałem piosenkę, która mu się nie spodobała. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem . Nogi się pode mną ugięły. Zdecydowanie była ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał.
- Cześć. - powiedziała cicho.
- Cześć. - wydusiłem.
- Możemy pogadać?
- Tak, jasne, wejdź. - gdy już weszła, zamknąłem za nią drzwi. W życiu nie czułem się tak dziwnie. Po prostu nie wiedziałem co mam zrobić. Zamknij drzwi na klucz. Nie pozwól jej wyjść. - przewinęło się przez moje myśli. Nie. Jeszcze uzna mnie za psychopatę. Ale coś trzeba zrobić. Oboje staliśmy wpatrzeni w podłogę. Odruchowo rozłożyłem ramiona, a ona bez słowa się w nie wtuliła. Nie, to nie był sen. Znów trzymałem moją kruszynę w ramionach. - Kocham Cię. - wyszeptałem. Ale zdecydowanie był to mój błąd. [T.I.] odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
- Nie powinnam była pisać tego listu. Mogłam po prostu Ci powiedzieć, że to koniec, ale wiedziałam, że gdy na mnie spojrzysz, to zostanę.
- Więc zostań.
- Nie. Nie mogę. To koniec nas. Przepraszam, że przeze mnie będziesz cierpiał. Chciałabym tylko, żebyś żył jakby mnie w Twoim życiu nigdy nie było. Żebyś znalazł żonę, miał dzieci.. Dalej robił to co kochasz.
- Nie chcę. Czemu nie zostaniesz? Pozwoliłaś mi się w sobie zakochać, a teraz odchodzisz? - dałem łzom wypłynąć z oczu. Ona zresztą też się poddała. Wyglądaliśmy jak para z jakiejś popieprzonej opery mydlanej, gdzie każdy każdego zdradza.
- Myślisz, że dla mnie to jest na rękę? Wolę, żebyś już teraz się Ode mnie odzwyczaił, niż.. - jej głos się załamał. Wyciągnęła z kieszeni kurtki kopertę. - Przeczytaj gdy już wyjdę.
Podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek. Dalej stałem jak sparaliżowany. Dziewczyna wsunęła mi w dłonie list i wyszła trzaskając drzwiami. W końcu się otrząsnąłem i rozerwałem kopertę.


Kochanie.

Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że znów stchórzyłam. Po prostu nie potrafię patrzeć, jak się załamujesz. Pewnie zastanawia Cię dlaczego odeszłam zostawiając Cię samego. Powód jest prosty. Jestem chora. Nie na jakiś tam katar. Mam raka. Marzyłam o tym, żeby ostatnie chwile spędzić z Tobą. Poniekąd się spełniły, skoro u Ciebie byłam. Założę się, że nawet pozwoliłam Ci się przytulić. Uwierz, że nie potrzeba mi do szczęścia niczego innego. Według rozkładu dokładnie o 20.40 obok naszego jeziorka będzie przejeżdżał pociąg. Chciałam, żebyś pierwszy dowiedział się o mojej śmierci.. I w ten sposób się o niej dowiedziałeś. W sumie mogłam dalej czekać, aż umrę w sposób naturalny, ale to, że będę musiała podwójnie cierpieć - patrząc na Ciebie z daleka i być wykańczana powoli przez chorobę - po prostu mnie przytłacza. Chcę to mieć już za sobą. 
Pewnie Ci już o tym wspominałam, ale chciałabym, żebyś dalej żył. Normalnie. Jakbym nigdy się w Twoim życiu nie pojawiła. Tylko o tyle Cię proszę. Jeśli mnie kochasz, to będziesz potrafił spełnić tą prośbę. 
Przepraszam Cię za wszystko co zrobiłam. Za to, że przeze mnie się załamałeś. Przepraszam.
Kocham i będę kochała. ~ [T.I.]

Ps: Piosenka była piękna. Dziękuję Ci za nią. :)





Jeszcze raz przeczytałem list i spojrzałem na zegarek. 7.. 6.. 5.. 4.. 3.. 2.. 1.. 20.40.
Upadłem z krzykiem na podłogę i zacząłem płakać niczym małe dziecko. Nie potrafiłem nawet wstać, więc podkuliłem kolana i zasnąłem. Śniła mi się.
Z samego rana ktoś wszedł do mieszkania. Czy mnie interesowało kto? W sumie miałem to w dupie.
- Jezu, Justin! Wszystko dobrze? - lekko podniosłem rękę i podałem Scooter'owi list. Kilka minut później zaczął cicho łkać. Może i nie zbyt się lubili, ale to poruszyło nawet jego. Teraz obaj siedzieliśmy na tej pieprzonej podłodze i płakaliśmy.
- Scooter.. - zacząłem cicho.
- Tak?
- Chcę umrzeć. - wybuchnąłem jeszcze głośniejszym płaczem.
- Nie możesz.
- Ale ja chcę. Nie mam już dla kogo żyć.
- Jak to nie? A ja? A Pattie? A Twoje fanki? Mamy 11 rano. Założę się, że cały świat już pogrążył się w żałobie. Nie jesteś sam. Jus, nigdy nie byłeś i nie będziesz.
Spojrzałem na niego i delikatnie się uśmiechnąłem. Przypominało to bardziej grymas niż uśmiech, ale Scooter zrozumiał moje intencje, bo odwdzięczył się tym samym. Z tym, że jemu się udało. A mi nie. I pewnie nigdy więcej się nie uda.




  It was short. It was sweet. We tried. We tried








Czejooo. No to coś takiego innego. Nie wiem, czy wam się podoba. Zainspirowała mnie piosenka Olly'ego Murs'a - Dear Darlin', więc możecie sobie włączyć ją dla nastroju. :) Tak ogółem, to dodałam opcję komentarzy z anonimów, więc mam nadzieję, że pojawi się ich więcej. :) 
Nie jestem Belieberką, nie wiem zbyt dużo o Justinie, ale mam nadzieję, że tu się wszystko zgadza.. Zostałam poproszona o napisanie imagina o Justinie i Maliku (nie wiem, kiedy się pojawi Zayn) i oto jest. Także.. Dajcie znać, co o nim myślicie. :)
BUJA!